Assassin’s
Creed: Syndicate przez wielu uznawany jest za „ostatniego
prawdziwego asasyna”, jaki trafił do naszych konsol, bo jakkolwiek
byśmy na to nie spojrzeli jest to niestety ostatnia część z
całego cyklu ,która nie ma w sobie elementów RPG i ogromnego
otwartego świata znanego z Orginis, Odyssey czy Vallhali.
Jednak
czy gra wydana w 2015 roku nadal potrafi sprawić frajde i być
godnym pożegnaniem pewnego rodzaju sztampowej formuły wokół ta
seria gier została zbudowana czy niestety jest wręcz odwrotnie?
Na
samym początku mojej recenzji chciałbym wspomnieć ,że w grę
grałem pierwszy raz tuż po premierze właśnie te 6 lat temu gdzie
seria Assassin’s Creed była wydawana co roku obok takich gier jak
np. Call of Duty.
I właśnie ten fakt tak zwanego zmęczenia
materiału jak i paru innych elementów około growych sprawiłby ,że
gdybym pisał tą recenzje właśnie wtedy to ocena nie byłaby
wyższa niż „nie marnuj czasu”.
Pamiętam jak mówiłem ,że
ta część jest tak zła jak „Rogue”, co gdy teraz patrze na
moje statystyki z ps4 z tamtego okresu upewniam się w tym ,że szału
nie było a gre szybko przerushowałem byle tylko skończyć i gdy
porównam czas spędzony w grze kiedyś kontra teraz w wersji na xbox
one to jest to niebo a ziemia.
Przez to szybkie przejście i
wyparcie jej z pamięci mogłem spokojnie na nowo usiąść, bez
żadnych oczekiwań z otwartym umysłem, chęcią dobrej zabawy i
bycia najlepszym skrytobójcą w mieście Londyn!
Od
pierwszych chwil poczułem ,że będzie to inna zabawa, te pare lat
przerwy dużo zmieniło a dodatkowym smaczkiem stał się fakt ,że
przez te lata zdążyłem osobiście poznać Londyn bardzo dobrze
podczas wielu podróży i poczułem się od razu jak w domu, jak we
własnych kontach. (Jeszcze lepsze odczucie potęguję Watch Dogs:
Legion ale to podczas ich recenzji)
Dobrze, to był całkiem długi
wstęp ale bez niego czuje ,że pewne rzeczy mogłyby być
niezrozumiałe a pewne opinie wręcz absurdalne.
Akcja
Assassins Creed: Syndicate dzieje się podczas angielskiej rewolucji
industrialnej, a dokładniej w roku 1893 w mieście Londyn, który
był jej kolebką.
Od pierwszych chwili widzimy jak tak naprawdę
brudne, pełne korupcji i rządzone przez przestępczość jest
miasto w ,którym się znaleźliśmy.
Od dzieci pracujących w
fabrykach, biznesmenów nie liczących się z nikim aż po gangi na
praktycznie każdym rogu, dostajemy Londyn bez jakiegokolwiek
filtra.
Pierwszy raz w historii całej serii mamy doczynienia z
dwójką grywalnych głównych bohaterów, między ,którymi dowolnie
możemy się zmieniać, a dokładniej jest nimi rodzeństwo Jacob i
Eve Frye.
Jak nie trudno się domyślić obie postaci różnią
się dość znacząco charakterem dla efektu dynamiki między
rodzeństwem.
Z jednej strony mamy Jacoba, typowego faceta ,który
najpierw bije i rozwala potem pyta i myśli co w połączeniu z jego
unikalnym poczuciem humoru sprawiło ,że nie tylko śmiałem się z
jego żartów ale też robił rzeczy ,które ja jako gracz bym
zrobił.
Z drugiej strony dla kontrastu mamy Eve ,która zawsze
musi trzymać się planu, mieć wszystko wyliczone i demolka z
improwizacją nie jest czymś co lubi.
Ta dualność w klimacie
yin-yang ma również swoje przełożenie na umiejętności bohaterów
i bronie ,których używają.
Umiejętności Jacoba są bardziej
skupione na sile fizycznej i ruszaniu w wir walki bez namysłu gdzie
u Eve znajdziemy umiejętności ,które pomogą nam gdy chcemy
przejść po cichu, niezauważeni jak prawdziwy asasyn, cień po
którym nie zostaje żaden ślad zamiast wywarzonych drzwi i stosu
trupów.
Skoro wspomniałem o umiejkach to warto powiedzieć o
całym drzewie umiejętnośći i wydawani punktów na nie.
Obie
postaci mają osobne drzewka jednak pomijając fakt ,że prze Eve
mamy pare umiejetnosci do skradania się a u Jacoba więcej obrażeń
w walce to pozostałe 80% umiejętności dla obu jest takie samo,
przez co tak na prawde nie różnicy ,która powinna być klarowna
nie czujemy co uważam za naprawdę nie wykorzystany potencjał
,mogący mieć większy wpływ na rozgrywke.
Na szczęście gdy
jedna postac zdobywa punkty ,które możemy wydać na umiejętności
druga je też praktycznie dostaje co utrzymuje obie na takim samym
poziomie gdzie maksymalny jest dziesiąty.
Bardzo
wcześnie w historii dowiadujemy się ,że musimy kontynuować pracę
naszego ojca ,też asasyna, i znaleźć specjalny artefakt zwany
całunem, który jest ukryty gdzieś w Londynie zanim zrobia to
templarusze jednak Jacob jak to Jacob woli skupić się na uwolnieniu
mieszkańców z opresji i tyranii przy pomocy swojego nowo
uformowanego gangu „Crooks”.
Jeśli teraz pomyśleliśćie
,że w takim razie Eve będzie szukać artefaktu w odróżnienu od
swojego brata to trafiliście w dziesiątke, bo mimo wspólnego celu
końcowego rodzeństwo ma inne pomysły na to jak go osiągnąć.
Co
ku memu zaskoczeniu jest zrobione bardzo dobrze, przez pierwsze dwie,
trzy godziny rozgrywki jest nam przestawiony system terytoriów i
wojen gangów.
Jeśli ktoś grał w gry takie jak Godfather 2 czy
GTA San Andreas to zobaczy wiele podobieństw w tym systemie, każde
terytorium ma swoje misje wyzwolenia i potem szefa do pokonania by je
wyzwolić.
Tutaj musze wstawić dygresję bo przez przypadek
odkryłem ,że szefa można zabić wcześniej podczas jego pojawienia
się po zrobieniu misji odblokowującej małą część jego
terytorium, co sprawi ,że w głównej walce gangów go po prostu nie
będzie.
Generalnie pomysł jest bardzo fajny jednak po jakimś
czasie staje się to nudne i człowiek czuje się jakby robił
niepotrzebny nikomu grind niż faktycznie pomagał ludziom.
Coś
co również zauważyłem to to ,że warto na początku odblokować
trzy pełne obszary dzięki czemu wątek fabularny nie zostanie nam
przez to przerwany, bo blisko ostatniej misji niestety jest to
wymagane co niektórych może zdenerwować ale z drugiej strony tez
odblokowuje nam pewną sekwencje sporo wcześniej.
Porozmawiajmy teraz trochę o walce i całym systemie walki ,który w
tej części chyba osiągnął apogeum nudy i nie robienia nic.
Całość opiera się tak na prawde na parowaniu w odpowiednim
momencie i tak długo jak potrafimy to wykonać wrogowie na żadnym
poziomie nie stanowią dla nas zagrożenia, a cała walka jest po
prostu średnia.
Są gry z podobnym systemem ,który jest lepiej
dopracowany, bardziej organiczny i szkoda ,że Ubisoft tutaj nie
poświęcił trochę więcej czasu.
Frustracje jednak nie kończą
się tutaj, o nie, wspinaczka jest zmorą tej gry, nawet nie zlicze
ile razy chciałem wyrzucić kontroler bo Jacob czy Eve nie chcieli
się złapać, nie trafiali w line czy też przez to przegrywali
misje.
Najgorszy tego przykład miałem podczas misji ,królowej
po zakończeniu gry (jest na moim youtube), gdzie Eve przez dlugi
czas nie chciała wejść na budynek, potem ni stąd ni zowąd z
niego spadła.
Z drugiej strony czymś co nie zawodzi jest jazda
karocami, driftowanie koniem jest tak zabawne ,że mógłbym to robić
całe dnie tak jak taranowanie innych karoc.
Z jakiegoś dziwnego
powodu ten element gry pasuje tutaj idealnie i sprawil mi wiele
frajdy.
Mówiąc o frajdzie, nowym dodatkiem jest wyrzutnia haku
rodem z gier Batmana, dzięki ,której możemy wejść na dach
budynku w sekundę, zjeżdżać po linie z budynku na budynek a nawet
poczuć się jak spider-man szusując miedzy budynkami i zabijając
wrogów z powietrza.
No
dobra, ale to Londyn w czasach industrialnej rewolucji, to na pewno
musi być ktoś ciekawy z postaci historycznych?!
Dokładnie! Od
słynnej Florance Nightingale (Kerrou tutaj padnie ze smiechu bo
kiedyś na kolokwium pomyliłem ją ze świetlikiem z Florencji), po
Charlesa Dickensa i Karola Marxa ,którzy w dodatku zachowują się w
sposób znany nam z książek historycznych.
Smaczkiem są
side-questy nawiązujące do legend miasta jak np. legendy o
Spring-heeled Jacku, które czasem były dużo ciekawsze niż główna
linia fabularna szczególnie na „wysokości” połowy gry.
Wróćmy
jednak do naszego rodzeństwa, tak jak powiedziałem wcześniej mają
oni kompletnie różne wizje oraz priorytety co sprawia ,że ciągle
musimy się przełączać między jednym a drugim, co podczas mojego
przejścia psuło mi trochę imersje, bo gdy tylko wczuwałem się w
Jacoba musiałem odpuścić i wrócić do Eve ,żeby odblokować jego
dalszą historie.
Zabieg taki na pewno będzie miał swoich
zwolenników, ja jednak nim nie jestem, wolałbym grę podzieloną na
akty skupiające się na konkretnej postaci niż skakanie między
nimi.
Szczególnie ,że misje Eve często pomijają jej cel a
skupiają się na naprawianiu tego co zepsuł jej brat jak np.
zrujnowanie ekonomii ,którą teraz ona musi naprawić.
Na pewno
pokazuje to dalej różnice miedzy nimi ale dla mnie jest to
niepotrzebny trochę zabieg.
Jeśli mowa o misjach to musze
wspomnieć o misjach kończących dany każdy akt.
Są to tak
zwane final assassination, czyli likwidacja celu ścigane przez cały
rozdział i musze przyznać z nimi miałem największą frajde.
Wiele
opcji podejścia do wroga, misje poboczne i specjalne cut scenki gdy
dokonamy zabójstwa tak jak prawdziwy asasyn a nie idąc na „pałe”
ekhem Jacob ekhem a to co dzieje się ze swiatem po nich i bohaterami
jest wręcz świetne.
Nie ukrywam są to misje ,które mogą
sprawić najwięcej problemu z powodu ich poziomu trudności ale
zarazem są najbardziej satysfakcjonujące.
Na
chwilę chciałem się zatrzymać i napisać coś więcej o samej
fabule gry jednak fabuła nie prezentuje nic więcej ponad to co
napisałem powyżej, zabijasz templariuszy az dojdziesz do ostatniego
bosa, zabijasz go i koniec.
Jedyny moment kiedy fabuła wciągnęła
mnie całego, był pewien plot-twist ,którego nie będę spoilerował
ale dzieje się on podczas gry Jacobem.
Był to moment w ,którym
wręcz krzyczałem na postać jak to się mogło stać, jak do tego
mogło dojść, jednak po chwili kolejne zabójstwo i gra toczy się
dalej jak się toczyła.
Naprawde szkoda ,że mimo tego iż
mamy fenomenalne postacie, dobrze napisane dialogi to gra sprawia ,że
cała fabuła nas po prostu nie obchodzi i szczerze to jest
największy grzech tej gry dla mnie.
Niepodobało mi się to 6 lat
temu przez co jak najszybciej chciałem tą grę przejść i wymienić
na inną i teraz też mi się nie podoba.
Brak przywiązania
emocjonalnego do losów bohaterów, historii sprawia ,że nawet takie
smaczki jak dom Edwarda Kenweey’a nie potrafi tego naprawić.
Nawet
sekwencja pierwszej wojny swiatowej jest wrzucona jak na siłe i ma
średnio sens.
I te słowa pochodzą od osoby ,która praktycznie
maxowała tą gre.
Pomówmy o znajdzkach bo przecież ta seria
gier z nich słynie i jest ich pełno, na każdym rogu mamy do
zbierania piwa, kwiaty czy tez pozytywki co sprawia ,że ludzie
którzy uwielbiaja takie rzeczy będą wniebowzięci jednak dla mnie
jest ich po prostu za dużo i troszkę danych poto ,żeby na siłe
przedłużyć nasz czas z grą.
Dobrze Raven, to jak to jest
AC: Syndicate jest gą dobrą czy zła?
Ja odpowiem dość
dyplomatycznie, bo nie jest ani jednym ani drugim, jest gdzieś
pośrodku bo na każdy mninus znajdzie się jeden plus.
Dla mnie
sam klimat Angli, pare unikatowych rozwiązań i humor Jacoba są
warte tego ,żeby dać grze szanse.
Na koniec dnia jest to asasyn,
gra się w niego jak asasyna i fani serii znajdą tutaj coś dla
siebie.
Szkoda tylko ,że fabuła nie jest lepsza i i tak naprawdę
wygląda jak kopiuj, wklej wrzuc do jednego kubła i zmixuj.
Bo
gwarantuje ze po przejściu za rok, dwa, nie będziecie jej
pamiętać.
Mógłbym tak długo wymieniać co mi się nie
podobało ale na koniec dnia gdy o niej myśle, to jednak w miare
dobrze się bawiłem grając i patrząc jak Kovek gra również.
Plusy:
+ Postacie wstępujące w grze
+ Możliwość
zobaczenia konsekwencji tego co robimy
+ Londyn i historia Anglii
+ Grafika
+ Side questy
Minusy:
- Historia
-
Główne misje praktycznie takie same
- Achievmenty / Trofea
potrafią się blokować
- Ogrom bugów nadal po 6 latach