Elden Ring od FromSoftware jest jedną z najbardziej wyczekiwanych i chwalonych gier nie tylko tego roku a dla wielu wręcz dekady, ba! nawet wszechczasów! Jednak czy za tymi słowami idzie coś więcej, czy faktycznie gra zasługuje na swoje oceny? A może patrzymy na nią przez różowe okulary?
Gdy From Software wypuszcza kolejną gre cały świat szaleje z radości, ich gry słynące nie tylko z jakości ale i brutalnego poziomu trudności potrafią spędzić sen z powiek wielu jak i również wielu podzielić. W takim razie co ma w sobie Elden Ring, że wszyscy jednogłośnie okrzyknęli go najlepszą grą wszech czasów, drugim zejściem Boga we własnej osobie i nie można było od niego uciec przez tak długi czas.
Patrząc na to wszystko co sie dzieje wokół tej gry postanowiłem w marcu lekko zmienić budżet i kupić Elden Ring. Ktoś powie ,że to impuls, drugi że troche FOMO (Fear of missing out) i obaj będą mieli po części racje.
Lubie gry From Software, na przykład przy “Dark Souls 3” odprężałem się po ciężkim dniu pracy, przy Bloodborne bawiłem się wyśmienicie i zachęcąny całą nagonką na tą gre uznałem dobrze biore, nie czekam na “używki” biorę nówke po raz pierwszy od moze roku bo coś musi być na rzeczy.
I rzeczywiście było.
Po ,krótkim samouczku w podziemiach trafiamy do pięknęgo świata zwanego “Międzyziemie”, pogrążonego w chaosie. Eldeński krąg został strzaskany, złoty porządek zaburzony a pozostali półbogowie przywłaszczyli sobie Wielkie Runy by czuć się bezpiecznymi. Jednak one zaczęły ich zmieniac, korumpować aż rozpętała się wojna o władze i wpływy. Gwoździem do trumny była bitwa pomiędzy Generałem Radahnem a Malenią Odciętą ,która nie wystarczyła do zjednoczenia a doprowadziła do wojennego impasu.
I tutaj pojawiamy sie my, ostatnia nadzieja Międzyziemia. Gdy resztki utraconej łaski docierają poza granice królestwa i wzywają nas do powrotu.
Nasz ród nazywa się “zmatowieńcy” chociaż osobiście uważam ,że lepiej brzmi wersja angielska “Tarnished” i to z naszego rodu ma wyłonić się nowy Eldeński Władca.
Więc klasycznie znamy od początku nasz cel którym jest zbawić świat, stać sie władcą i pokonać wszystko co złe jednak na drodze ku temu stanie nam wiele ważnych wyborów od ,ktorych zależy jak potoczą się losy królestwa bo mamy tutaj aż 6 różnych zakończeń.
Nie będe ich spoilerował ale gwarantuje ,że jakiekolwiek by nie było podczas waszej rozgrywki będzie ono satysfakcjonujące, bo każde jest po rzuceniu miliona przekleństw w momencie pokonania ostatniego bossa, gwarantuje.
Wracając do świata, jest on podzielony na 7 dużych regionów (miasto w chmurach tutaj też wliczam ale bez podziemi jednak dla chcących zostawiam szczegółową mape z podregionami [Tutaj] ) z ,których każdy jest przeogromny i czasem mógłby posłóżyć wielkością za osobna grę jednak za tą wielkością nie zawsze idzie jakość.
Limgrave jako pierwszy region do ,którego trafiamy jest wypełniony rzeczami do robienia, questami praktycznie wszystkim w czym idzie sie zgubić przez pierwsze 15-20 godzin i za co pokochamy tą grę całym sercem. Liurna czyli lokacja po pokonaniu pierwszego głównego bossa, już zaczyna mieć więcej wolnej przestrzeni podobnie jak Caelid, mroczne wynaturzone. Jednak gdy docieramy na Altus Plateau wita nas pustka i dużo niczego.
Puste przestrzenie przez ,ktore przebiegniemy bez zastanowienia w drodze do kolejnego bossa tak samo jest z sekcją zimową w górach, dużo pustki między walkami.
Na szczęście końcowe lokacje czy też miasto Nokron po pokonaniu Radahna nadrabiają i znowu mamy zastrzyk adrenaliny i dopaminy bo jest co robić.
Nie moge odmówić tej grze tego ,że kazde z wyżej wymienonych miejsc jest zupełnie inne, pamiętliwe, mające swoje uroki jednak Altus Plateau po prostu mnie wynudziło na śmierć.
Zaraz ktoś krzyknie “ale przecież jest co robić! Nie grałeś! Kłamiesz!” i fakt jak ktoś lubi biegać przez puste pola od bossa do bossa to tak jest co robić, no chyba ,że nie masz klucza by akurat otworzyć komnatę w ,której on sie znajduje.
A co z tą historią? No właśnie, historie poznajemy dwojako, z jednej strony klasycznie możemy czytać opisy przedmiotów (do czego zachęcam) a z drugiej strony możemy rozwiązywać questy. Z tym drugim jednak wielu graczy może mieć problem bo większość bez aplikacji z mapą i internetu po prostu idzie pominąć lub utknąć myśląc ,że sie go wykonało a tak na prawde nie.
Dobrym przykładem tego jest quest Rogera, dzięki ktoremu dowiadujemy sie o tajemnej organizacji troche ala Illuminati ,próbujących rządzić z cienia całym królestwem.
Rogera spotykamy przed pierwszym głównym bossem, jednak żeby kontynuować quest (tutaj spłyce bo chce uniknąć spoilerowania) musimy zabić stworzenia ,które byśmy normalnie pominęli, pokonać kilku bossów ,których można pominąć a robić to wszyskto w odpowiedniej kolejnośći bo gdy tego nie wykonamy nie stety Roger umrze zanim wszystko nam powie i da nam swój miecz ,ktory dla buildów typu SpellBlade jest nawet ok, chociaż Moonveil to to nie jest. I to tylko jeden z wielu przykładów.
Ja wchodząc w każdy kolejny duży obszar sprawdzałem czy czegoś nie pominąłem i tak prawie nie zrobiłemquestu Sellen czy też z ręka Valkyrii na szczęście coś mnie tknęło i zerknąłem.
Jest to coś za co możemy tą gre kochać lub też nienawidzić, dla mnie był to miecz obusieczny, z jednego strony rozwiązywanie tyhc zagadek, szukanie NPCów mi się podobało z drugiej frustracja po godzinie szukania, poddanie sie i sprawdzanie na mapach w internecie niszczyło mi immersję.
Szczególnie jak rozwiązaniem na niepojawiającego się NPCa jest po prostu odpoczynek i zmiana pory dnia.
W grze mamy do dyspozycji wiele klas startowych, ja wybrałem Więźnia ale tak na prawde można wybrać jakąkolwiek się chce, bo mimo iż mają różne statystyki początkowe to i tak możemy je zmienić po drugim głównym bossie w bibliotece Ria Lucaria.
Jednak przy tym wyborze ,ktory mamy i mnogości buildów każdy znajdzie coś dla siebie, polecam obejrzeć kilka filmikow z serii omówienie klas i w co dodawać statystyki bo da nam to pogląd czy nasz wybór nam będzie pasował.
Ja kończąc grę byłem Spellblade’m gdzie walki z bossami mogłem rozgrywać na dystansie dzięki magii ale też z bliska lub gdy nie ma miejsca z powodu ciasnego pomieszczenia przy pomocy Moonveil Katany.
Była to dla mnie idealna odskocznia i czułem ,że moge do każdej walki podejść indywiduwalnie z odpowiednim planem, a dodatkowo chwile wcześniej skończyłem Dark Souls 3 biegając z mieczami więc potrzebowałem czegoś co pozowili na innym typ walki.
Ilość modyfikacji, broni, zbroi, czarów jest tak ogromna ,że każdy znajdzie coś dla siebie jednak czy są rzeczy typowo “broken”? Tak, są buildy takie że praktycznie się nie spocimy grając, są bronie lepsze oraz gorsze ale przy takie grze to jest nieuniknione i w żadnym wypadku nie zabiera zabawy i funu z gry.
Dodatkową mechaniką ,ktora się tutaj pojawia szczególnie na początku rozgrywki a potem w sumie zostanie rpzez nas zapomniana jest uzupełnianie się naszych butelek z życiem/maną po oczyszczeniu obozu z wrogów lub danej lokacji.
Jest to ciekawy zabieg pasujący do otwartego świata, powiew świeżego powietrza jednak z czasem okaże się ,że nie jest to pełne uzupełnienie i w sumie nasze ogniska mamy tak blisko siebie ,że prędzej z nich skorzystamy.
Pewnie byłby to lepszy system gdyby działa po walkach z bossami, niestety tak nie jest.
Kończąc walke niejednokrotnie już bez “flasków” okaże się ,że nie zostają one uzupełniane i musimy mimo wszystko iść do ognia (który fakt jest czesto odrazu obok jednak nie zawsze co może lekko frustrować)
Myślę ,że to dobry moment na poruszenie kontrowersyjnego tematu, Easy Mode.
Czy jest coś takiego nam potrzebne? Nie, zdecydowanie nie ale z innych względów niż myślicie.
Mianowicie, Elden Ring jest grą RPG o czym wielu ludzi zapomina, szczegolnie na początku rzucając sie na Sentinela na koniu zaraz po wyjeździe z podziemi.
To logiczne ,że jest on na wyższym poziomie niż my dlatego nas zabija w takim razie co zrobic? Tak jak w każdej grze typu RPG, pójść porobić lochy dookoła, wbić level a jeśli chodzi o początek to jest to wręcz przyjemność.
Za każdym razem gdy miałem problem, zamiast wylewać pomyje na gre uznawałem ok, mój miecz nie jest wystarczajaco dobry, duche ktore mam nie sa ulepszone, ja mam za mały poziom. Wtedy szedłem wbijałem klilka leveli i byłem w stanie pokonać przeciwnika.
Nawet taki Radahn, notorycznie uznawany za trudnego nie stanowił dla mnie większego problemu. Gdy na niego trafiłem mając poziom 64 klepał mnie jak babcia kotlety, wróciłem po jakimś czasie mając 87 lvl i bez problemu za pierwszą próbą padł (ok gdy mnie klepał wynalazłem sposob ,że gdy do tyłu odjedziemy to przestaje strzelać i na nas jedzie, to mega pomogło).
I tak na prawde nie jest to kwestia “git gud” po prostu mamy problem, znaczy ze to nie jest jeszcze czas na daną walke, daną lokacje.
Innym przykładem jest opcjonalny boss, Serpent w Volcanic manor ,którego musimy bić specjaną bronią ,którą tam dostajemy znowu miałem problem na początku wróciłem po jakimś czasie silniejszy z ulepszonymi wilkami, zbroją Radahna itd i za 3 razem upadł.
Wyjątkiem jest ostatni boss i Malenia, na nich nigdy nie bedziemy gotowi tutaj niech moc będzie z nami.
Dla przykładu lub jeśli ktoś chce skopiować daje moje statystyki z trochę ponad połowy gry, spellblade lvl 112, do tego talizmany zwiekszajace inteligencje itd (Jeśli dobrze pamiętam było to chwilę po pokonaniu Serpenta w Volcanic Manor)
Mam wrażenie ,że zapominamy że gramy w gry w stylku RPG w ,których poziom i statystyki mają tak na prawde ogromne znaczenie. Nie traktujmy Elden Ringa jak gry akcji gdzie jesli mamy dostep do lokajci to znaczy ze juz jestesmy na nią gotowi, bo tak na 99% nie jest.
Mysle ,że tutaj fani jrpg najlepiej się odnajdą chociaż znowu czy odczułem jakoś bardzo ten grind grając? Nie, bo gameplay jest na tyle dobry chociaż fakt czasem biegłem na inną lokacje dobić jakieś małe mobki dla run ,żeby wbić poziom ze strachu o moje runy.
Ale tak jest w każdej grze FromSoftware a bynajmniej ja tak mam.
Porozmawiajmy teraz chwilę o PVP i multiplayerze w Elden Ringu.
Tutaj bez bicia przyznam się ,że w PVP się nie zagłębiałem, nie jest to coś co lubię lub co sprawia mi aż taką frajde więc jedyne z czym miałem doczynienia w takim sensie był quest z Volcanic Manor (Gdzie jestesmy transportowani do światów i walczymy z NPCami symulującymi pvp).
Co do multi, to mam love/hate relationship z nim, bo za kazdym razem gdy przywoływałem kogoś do pomocy to nigdy nie udało mu się mi pomóc i chwile później sam pokonywałem danego bossa, troche mnie to teraz bawi z perspektywy czasu ale Ja + wilki lub mimic działaliśmy lepiej niż ja + inni gracze.
Żeby zobaczy opcje przywołania innych musimy zurzyć specjalny przedmiot ,którego nie mamy aż tak dużo więc też jest to też jakaś limitacja ,która nie koniecznie mi sie podobała i ona wymuszała na mnie po nie udanej próbie z kims, walke solo.
Jednak tutaj musze sie pochwalic, parukrotnie zostawiłem znak przed bossami głównymi i pomogłem innym graczom dzieki czemu czułem się częścią społeczności i odchaczałem dobre uczynki więc 5 z religi sie należy prawda? Ok religie miałem ostatni raz prawie 13 lat temu ale dalej sie liczy!
Wracając do bossów, jest to dość śliski temat bo jednak co kogoś pytałem to każdy miał inną opinię, ale skupie się na mojej i na plusach oraz ogromnych minusach ,które często przeważaly.
W Elden Ringu mamy ponad 100 bossów co jest wręcz świetną wiadomością dla weteranów Soulsów jednak za taką ogromną liczbą idzie powtarzalność. Z wieloma będziemy walczyli po pare razy jednak nie to jest najgorsze. Najgorszym jest sztuczne zawyzanie poziomu trudności walki poprzez dorzucanie ilości wrogów. O pokonałeś tego bossa i tego bossa, to teraz będą oboje na raz, o też ich pokonałeś? to teraz będą się odradzac (walka z godskin duo) o pokonałeś, to teraz trzech na raz! a co!
Było to frustrujące, denerwujące i momentami aż mi sie odechciewało bo nie czułem ,że jest to sprawiedliwe czy uczciwie, bardziej czułem ,że jest to tani sposob na zrobienie czegoś trudniejszego ,żeby zatrzymać gracza.
Kolejną rzeczą ,która notorycznie mnie dobijała w tych walkach są wrogowie za chmurą przez ,którą przechodzimy do walki z bossem, bo jeśli nas gonili to ich ataki przejdą przez chmurę i oberwiemy lub też nasz summon będzie przez chmurę z nimi się bił zamiast z bossem.
Mowiąc o rzeczach przechodzących przez ściany, bronie bossów przechodzą przez filary, ściany, nie ma chwili wytchnienia, trzeba się z tym pogodzić a ich ataki często zabijają nas na raz, a jeśli nie zabiło nas odrazu to nie martwmy sie zanim wstaniemy obrywamy kolejnym atakiem.
Na szczęście większość z nich pokonamy przy pierwszym podejściu i o nich zapomnimy.
Chociaż są oni źródłem dużej ilości run i naszym głównym dawcą poziomów.
Jednak to są walki poboczne, główne są świetne, wypełnione dramaturgią, strategią i wulgaryzmami o 1 w nocy tak głośnymi ,że całe miasto wie że właśnie padł Elden Beast i niech płonie ten co go programował (oczywiście nie dosłownie).
Tak na prawde w tym miejscu musze zaznaczyć ,że starałem się wykonać każdy quest, pokonać każdego bossa, zrobić wszystko co jest możliwe i odchaczałem sobie wszystko w aplikacji ERcompanion bo na prawde bez niej bym przez przypadek pominąłe bardzo dużo.
Co też polecam każdemu robić bo nie chcemy ominąć czegoś co fabularnie jest po prostu wyśmienite.
I nie robiłem tego poto ,żeby móc powiedzieć ,że ok przeszedłem ale dlatego ,że na prawde bardzo dobrze się bawiłem. Gra mnie wciągnęła co też potwierdza moja rozgrywka wrzucana na “PokemonCouple_Plays”.
Podsumowując, po ściągnięciu różowych okularów będziemy mieli syndrom Breath of the Wild, czyli świetnej gry ,która jednak ma swoje problemy sprawiające ,że ocena 10/10 moim zdaniem nie jest dobrym odzwierciedleniem tego z czym się zetkniemy.
Po wspaniałej pierwszej części rozgrywki, praktycznie idealnej natrafiamy na środek ,który jest tak nudny ,że idzie się od gry odbić. Na szczęście nagrodą za przebrnięcie przez niego jest fenomenalna końcowka po ,której odrazu wciskamy NewGame+ bez zawahania.
Minusy na szczęście nie są aż tak duże by przesłonić plusy jednak dla wielu mogą być bardzo frustrujące, a fakt używania np. aplikacji do patrzenia czy nie ominęlismy jaskini, bossa, czy też questu potrafi oderwac i zepsuć immersję.
Czy jest to najlepsza gra w jaką grałem w tym roku? Zdecydowanie tak
Czy jest to gra 10/10, nadejście zbawiciela i najlepsze co mnie spotkało w życiu? Nie
Jednak mimo tego jest to gra ,którą warto zagrać, podróż ,którą warto doświadczyć i ukończyć.
Stąd moja ocena 8/10 połączona jest ze słowami ,że jest to must play!
+ Grafika
+ Historia
+ Otwarty świat
+ Wciągający gameplay
+ Ilość broni, zbroi, buildów itd
+ Community
- Powtarzalni Bossowie
- Mid-game dość nudny
- Balans niektórych ataków i bossów
- Bez aplikacji lub internetu pominiemy dużą część gry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz